Węza to podstawa każdej pasieki i każdego ula, a co jeśli powiem Wam jak własnoręcznie w szybki sposób wykonać węzę na własne potrzeby? No to słuchajcie 🙂
O tym jak wykonać matrycę do prostej produkcji własnej węzy pisałem we wcześniejszym tekście do zapoznania się z któym zapraszam zanim przejdziecie do dalszej części tego tekstu:
Matryca do produkcji węzy pszczelej – jak wykonać
Skoro już wiemy jak wykonać matrycę i jak zrobić to we własnym zakresie w prosty sposób (jeśli nie wiesz to znaczy że jednak nie kliknąłeś w link znajdujący się powyżej 😉 ) albo gdy już ją wykonałeś – czas przejść do tego co będzie niezbędne do wykonania węzy:
- wosk
- matryca
- wałek
- dostęp do ogrzewania (kuchenka elektryczna, gazowa)
- pojemniki na wosk (garnki, brytfanki etc.)
Wosk – zacznijmy od wosku.
Skąd się wosk bierze wie każdy, ale jak wiemy z wosku pszczoły budują węzę w którą znoszą pokarm i matula pszczela składa jaja, z których rozwijają się młode pszczoły. Gdy ramki/węza są zbyt ciemne nie powinny być już użytkowane i powinny zniknąć z ula. I tu mamy dwie drogi:
- Taki wosk w postaci starej węzy utylizujemy
- Możemy sporą część takiego wosku odzyskać i wykorzystać np. na zrobienie własnej węzy z własnego wosku lub np. do produkcji naturalnych świec. O świecach może kiedy indziej a dziś właśnie o węzie.
Wosk ze starych plastrów, dzikiej zabudowy i oczyszczania ramek na samym początku należy przetopić. Do tego służą topiarki. Najtańszym sposobem – gdyż niewymagającym żadnego dodatkowego zasilania) jest topiarka słoneczna (o tym jak takową zbudować również innym razem, ale można również taką topiarkę kupić oczywiście). Do przetopu większych ilości – który często się wykonuje jesienią i zimą gdy słońca w naszym kraju jak na lekarstwo – wykorzystuje się topiarki elektryczne/parowe lub w inny sposób podgrzewane. Tu również sposobów jest wiele, patentów jest wiele od oczywiście kupowanych dedykowanych rozwiązań, przez wykorzystywanie sokowników, parników etc. – o tym również w innym miejscu.
Węza po przetopieniu i oczyszczeniu powinien zostać zdezynfekowany. Jako że przetrwalniki niektórych chorób są w stanie wytrzymać dośc długo nawet w temperaturze 100C dlatego też wosk powinien być podgrzewany do temperatury powyżej 120C i w podwyższonym ciśnieniu. Do takiej dezynfekcji wosku służy urządzenie zwane Autoklawem, które można kupić. Oczywiście można kombinować i tworzyć coś na własną rękę jednak w tym przypadku – jako że mamy do czynienia z ciśnieniem i wysokimi tempreraturami – o żadnych takich domowych projektach autoklawów wypowiadał się nie będę – aby nie podsuwać groźnych pomysłów.
Załóżmy, jednak że mamy już wosk gotowy, czysty i zdezynfekowany (niektórzy również przez dłuższy czas wosk po prostu podgrzewają w odkrytych pojemnikach jednak to rozwiązanie nie koniecznie zabija wszelkie przetrwalniki) – skoro tak jest możemy się zabrać za produkcję własnej węzy pszczelej.
Wałek do malowania węzy
Wydawałoby się, że to prosta sprawa, ale jednak nie do końca. Mimo tego, że pan Woś, o którym wspominałem w poprzednim poście również szukał odpowiedniego wałka i wspominał o odpowiedniej „miąższości” ale jednak nie wskazał na żaden konkretny a ja malarzem pokojowym nie jestem więc o wałkach tego typu wiem raczej niewiele więc i mnie zajęło jakiś czas i wydanie kilku plnów i uciapanie się woskiem nie raz aż znalazłem konkretne wałki o konkretnej strukturze, które działają jak należy. Wałek taki nie może mieć za długiego włosia, gąbkowy również się nie nada za bardzo, wałek musi być też dość chłonny (mieć sporą powierzchnię chłonącą). I abyście Wy uniknęli takich poszukiwań tym razem wskaże na konkretny produkt w konkretnym sklepie – jednak nie aby właśnie akurat ten polecać i tylko ten, ale gdy zobaczycie taki wałek już będziecie wiedzieć czego potrzebujecie i może w innym miejscu uda Wam się znaleźć np. dłuższy wałek tego typu. Osobiście, jako że nie znalazłem porządanej długości więc połączyłem 3 wałki na długiej prowadnicy co dało mi akurat szerokość lekko większą od oczekiwanej.
Wałek, którego ze sporym powodzeniem używam obecnie to dostępny w Castoramie wałek Diall Flock (jak wynika z opisu wykonany z belgijskiej pianki poliestrowej). W żadnym innym markecie budowlanym na taki typ wałków nie trafiłem, a i też w sklepach malarskich lokalnych był problem z dobraniem czegoś odpowiedniego – może ktoś z was będzie miał większe szczęście. Jeśli tak to proszę o info w komentarzu. Wałek ten konkretny spełnia wszystkie warunki „miąższości” a co najwazniejsze – bardzo wygodnie i równo nanosi wosk.
Dalej potrzebujemy pojemnika, w którym albo na stałe nam się wosk delikatnie podgrzewa (wosk nie może być za gorący ani też za zimny podczas nakładania), albo dwóch pojemników gdzie w jednym wosk się nam podgrzewa powoli a drugi, do którego wosku co jakiś czas dolewamy i w którym moczymy wałek – w moim przypadku jest to garnek z woskiem oraz długa brytfanna (wspominałem, że węza to WP), a więc dość szeroka powierzchnia) do moczenia wałka.
Proces powstawania węzy malowanej
Jeśli wszystko mamy gotowe to zabieramy się do pracy.
- Układamy naszą matrycę na gładkiej powierzchni – na jakimś blacie, stole. I tu podpowiedź – polecam zrobić kilka matryc (myślę, że 3 to minimum) to sprawi, że nie będziemy musieli czekać na ich wystudzenie za długo
- Wosk rozgrzany pod ręką i w wosku zamoczony wałek, którym będziemy malować węzę tak, aby wchłonął wosk. I tu ważna sprawa – uważajcie gdy będziecie trzymać wałek w wosku stojącym na palniku gazowym – bardzo łatwo taki wałek przypalić o dno garnka a wtedy wałek jest w zasadzie do wyrzucenia. Dlatego metoda dwupojemnikowa moim zdaniem jest pewniejsze. Można też wosk podgrzewać w kąpieli wodnej, ale dla mnie osobiście to za dużo zabawy.
- Namoczony wałek wyjmujemy z wosku i malujemy naszą matrycę tak jakbyśmy malowali dowolną inną powierzchnię, lekko dociskając, ale nie za mocno. W ten sposób nakładamy kilka warstw wosku – zaleznie od tego jak grubą ciężką/grubą węzę chcemy uzyskać tyle warstw nakładamy. Ważne, aby pozwolić węzie na matrycy delikatnie wystygnąć, zanim zaczniemy nakładać kolejną warstwę. Tu ciężko jest opisać tekstem dokładne temperatury, poziom docisku etc. dlatego też każdy musi pierwsze kilka arkuszy węzy spartolić, aby dojść do wprawy.
- Węzę po wystygnięciu wraz z matrycą obracamy (węzą do dołu) i odklejamy silikon Wszystko powinno przejść bez absolutnie zbędnych problemów a nasz plaster powinien być gotowy. Dla przyspieszenia procesu stygnięcia można pod wodą przeciągnąć naszą matrycę z węzą, ale przyznam, że sam tego nie stosuję.
I gotowe. Węza tak przygotowana z jednej strony ma idealnie odwzorowany wzór komórek a z drugiej jedynie zaznaczony, ale uwierzcie – pszczołom to wystarczy.
Malowana węza – wady, zalety, wątpliwości
Odniosę się może na koniec do kilku obiegowych opinii dotyczących właśnie takiej węzy, z którymi się spotkałem i podzielę się swoją opinią na ten temat a wnioski niech każdy wyciągnie sam.
- Po co się bawić i babrać w takie robienie węzy – jak kogoś nie stać na węzę z prawdziwego zdarzenia to z niego dupa, a nie pszczelarz.
Cóż… w węzie produkowanej w ten sposób nie chodzi za bardzo o pieniądze – choć pewnie tak przygotowywana węza pewnie wychodzi taniej – ale bardziej o zamknięty obieg wosku w swojej pasiece. Jak już wspomniałem w poprzednim artykule z węzą kupowaną bywa różnie, z jej jakością, składem, a nawet gdy dostarczamy własną węzę czasem może być różnie. A zamknięty obieg wosku w swojej własnej pasiece gwarantuje nam, że pracujemy na wosku, a nie parafinie i że nie przywleczemy żadnych nowych chorób wraz z kupioną węzą do naszej pasieki. I to jest główny powód dla mnie – zamknięty obieg
- Nie mam czasu na taką zabawę, dużo babraniny a efekt marne.
Po dojściu do wprawy można ze spokojem robić kilkadziesiąt plastrów na godzinę więc nie powiedział bym że to niska wydajność. Zakładając, że czas poświęcamy na przetop wosku, oczyszczenie go etc. to samo malowanie węzy nie zajmuje aż tak wiele czasu. No, chyba że mówimy o pszczelarzach, którzy wosku nie pozyskują a jedynie wyrzucają stare ramki i woski z dzikiej zabudowy i co roku kupują świeżą węzę – ale to raczej sposób dla osób, którzy jednak tak nie myślą.
- Jako że węza jest odwzorowana idealnie z jednej strony a z drugiej niezbyt dokładnie to pszczoły stronę niedokładnie odwzorowaną odbudowują trutowo.
To chyba najczęstszy zarzut, który często słyszę od ludzi, którzy twierdzą, że zrobili taką węzę i takie właśnie mieli efekty. Cóż … znowu jest to jedynie moje subiektywne spostrzeżenie … ale ja się z takim czymś nie spotkałem. Tzn. oczywiście się to może zdarzyć, ale zdarzyć się to może również przy zwykłej normalnej obustronnej węzie. Jeśli mamy w ulu ramkę pracy to trutni na plastrach nie powinno być więcej niż na żadnych innych plastrach. Poza tym wychodzenie z założenia i mówienie, że pszczoły będą całość jechać trutowo jakoś kłuci mi się z naturą. Gdyby tak było jak niektórzy twierdzą to np. na płaskiej węzie o któej wspominałem – 100% powinien być trutowy. Pszczoły to nie bezmyślne stworzenia i wiedzą co jest dla nich dobre – wybudują tyle trutowych komórek ile będą potrzebowały – ni mniej, ni więcej.
- Węza wychodzi bardzo krucha i gruba z takiej matrycy.
To prawda – węza taka jest odrobinę bardziej krucha jednak nie jest to wina matrycy czy malowania a temperatury. Wysoka temperatura wosku sprawia, że zmienia się jego struktura dlatego też węza spod walców zawsze będzie bardziej elastyczna od węzy malowanej czy spod praski. Co zaś dotyczy grubości to wszystko zależy od nas. Ile warstw nałożymy tak grubą będziemy mieli węzę. W teorii im węza grubsza tym lepiej dla pszczół (nie muszą się męczyć z wypacaniem wosku aż tyle), ale o tym innym razem.
To tyle … mam nadzieję, że nie zanudziłem zbyt długą paplaniną, mam też nadzieję, że zachęciłem do eksperymentu i próby produkcji węzy na własne potrzeby i mam tez nadzieję, że rozwiałem niektóre wątpliwości i obawy. W razie jakichkolwiek pytań oczywiście proszę o komentarze lub maile – postaram się na każdy z nich odpowiedzieć na tyle rzetelnie w jakim stopniu mi moja wiedza i doświadczenie pomogą.
Niezamknięty obieg i gwarantowana jakość wosku – to powinna być wartość bezcenna.
Parę dni temu znalazłem gdzieś wpis – opisywał badania jakości węzy, bodaj w jakimś instytucie w Puławach… otóż blisko 90 % badanych próbek było z dodatkami z ropy, i nie nadawały się dla pszczół. I trudno winić firmy produkcyjne, one taki „wosk” – dostały, może i od nas…
Pana metoda wyklucza zakup niezdrowej węzy.
Duży plus za poradę, dziękujemy.